Akademickie Koło Misjologiczne

Kronika Jerozolima 2010

Plan relacji, Fotoreportaż

Lipiec - 13 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Sierpień - 01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17

31 Lipca - Tak całkiem jednak nudno nie było...

Sobota, (przed)poranek, dzień 16.

Cała nasza szesnastka wyjątkowo nie zmagała się tego przedporanka z komarami i tym podobnymi insektami. Fakt ten jest o tyle istotny, że był to pierwszy taki przedporanek w ciągu ostatnich dwóch tygodni i wniosek powinien być bardzo prosty: wypoczęliśmy... W tym momencie kładę jednak nacisk na słowo „powinien”:) I choć pierwsze zdanie dzisiejszej relacji do najbardziej błyskotliwych nie należy, to szybko znajduję dla siebie usprawiedliwienie: opisuję chyba -jak dotychczas- najmniej dynamiczny dzień naszego pobytu. Cóż, zmęczenie po raz pierwszy od początku wyjazdu zwróciło na siebie uwagę;).

Sobota, poranek, dzień 16.

Uwzględniając post eucharystyczny zaraz po śniadaniu pobiegliśmy na mszę świętą do kościoła św. Anny- miejsca uznawanego przez tradycję za to, w którym narodziła się Najświętsza Maryja Panna. Tuż po powrocie z kościoła wzięliśmy się za nasze prace. Czyszczenie okien po renowacji krat trwa- Kasia S., Madzia, Malwa, Ewelina dzielnie usuwają ślady niezdarnych pociągnięć pędzlem ekipy malującej (mimo woli właśnie uśmiechnęłam się do siebie:)) ; porządkowanie kolejnego lumpeksu na drodze do sukcesu- Marta, Marysia i Ale powinny chyba poważnie pomyśleć o branży odzieżowej; malowanie ostatnich metalowych elementów tego domu to zadanie dla najbardziej wytrwałych majstrów od farby czyli Oli, Damiana i Żeń-Żenia; Kropka dziś okupowała maszynę do szycia i reperowała szkolne mundurki dzieci; na dach natomiast weszła (i do tej pory nie wiem jak zeszła) ekipa w składzie Rezerwatu z Abuną na czele, Kasi A. i mnie... Czas do obiadu to była dziś niekończąca się opowieść, bo słońce było wyjątkowo nieubłagane...

Tak jakoś wyszło, że w tym jednym akapicie opisałam poporanek, przedpołudnie i południe soboty dnia 16:)

Sobota, popołudnie, dzień 16

Co tu dużo pisać – tu właśnie zaczyna się chyba najbardziej stacjonarny czas naszej jerozolimskiej akcji... Wykończeni słońcem i całym tygodniem pracy po prostu padliśmy. Tym sposobem ambitny plan spaceru do Starego Domu Polskiego też padł – w końcu sen dopomniał się o swoje:).

Tak całkiem jednak nudno nie było, bo tuż przed kolacją, gdy już każdemu z nas chociaż trochę udało się zregenerować (albo, jak to mówi Molo, reaktywować) gra „Sługo mój sługo” stała się absolutnym gwoździem programu. I tu autorska dopiska: przestałam wierzyć w niezawodność wszelako rozumianej logiki albo algorytmów:-):-):-)

Sobota, wieczór wczesny, późny i bardzo późny, dzień 16

Gdyby nie wieczór chyba nie miałabym czego dziś opisywać. Otóż po kolacji ksiądz Rektor Gdańskiego Seminarium (który razem z nami mieszka na Górze Oliwnej) zabrał nas na spacer – niespodziankę. Przeprowadził nas przez jedną z najbardziej ortodoksyjnych dzielnic żydowskich Jerozolimy, potem przeszliśmy do dzielnicy muzułmańskiej, dotarliśmy też po raz pierwszy do nowej Jerozolimy i wracaliśmy przez już dość dobrze nam znaną starą część tego miasta. To jest naprawdę niesamowite (nie mogę znaleźć innego epitetu) jak tu świat się totalnie zmienia tylko przez skręt w lewo czy w prawo.

W dzielnicy żydowskiej ktoś w nas rzucił kilkoma kamieniami i woreczkami z wodą - ostrzegano nas przed tym, także nikt nie był zdziwiony. W dzielnicy muzułmańskiej mogliśmy zaobserwować nieziemski bałagan, który nikogo z tamtejszych mieszkańców nie obchodził. W nowej Jerozolimie natomiast życie właśnie się zaczynało, a byliśmy tam około 22.15. Nikogo nie dziwiły koncerty co 15 metrów, dopiero co otwierające się sklepy – ze wszystkim i imprezy na co drugim rogu. W tej jednej wielkiej imprezie my pozwoliliśmy sobie na chyba najbardziej smaczne lody, jakie kiedykolwiek jedliśmy :-).

To co mnie najbardziej w Jerozolimie urzeka to fakt, że tu się wszystko miesza: świętość ze świeckością; radykalizm z liberalizmem; tradycja z nowatorstwem; starość z nowością; elegancja z kiczem; piękno z brzydotą; ład z bałaganem... Za każdym razem kiedy idę ulicami tego miasta zadziwiają mnie zapachy, kurz, ściany, tłum, różnorodność, każdorazowe „one dolar”...

Dzień 16 mamy więc za sobą. Ale jerozolimska codzienność chyba dopiero dziś dała się każdemu z nas choć trochę zrozumieć.

Gocha oczywiście końcowo pozdrawia:-)

Gosia (Gocha)