Akademickie Koło Misjologiczne
Kronika Jerozolima 2010
Lipiec - 13 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Sierpień - 01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17
28 Lipca - Dzisiejszy dzień rozpoczął się jak każdy inny...
Dzisiejszy dzień rozpoczął się jak każdy inny, tzn. Mszą Świętą o godzinie 7.00. Po niej wspólne śniadanko przygotowane przez zastępczynię s. Lidii naszą Kropkę, która zyskała już miano Szefa Kuchni. Dzień zapowiadał się bardzo monotonny… Nasz zapał pielgrzymi już na wstępie został ugaszony przez Abunę, który na pytanie: Jak będzie wyglądał nasz dzisiejszy dzień?, powiedział: "Praca, praca, praca!". I w takim też klimacie nasz dzisiejszy dzień zaczął nam upływać.
Kilkoro z nas jak co dzień oddało się konserwacji drzwi i krat za pomocą pędzla i farby. Dziewczyny od Lumpeksu nadal zajmowały się praniem i zszywaniem ubrań, a nasz Abuna zaszył się w siostrzanym ogrodzie. Oczywiście w kuchni dowodziła Kropka, a z pomocą pospieszyli jej Ola i Jaro, który zyskał miano Zastępcy Szefa Kuchni za upieczenie na złocisty kolor kotletów z kurczaka, które sam panierował, ale choć po rozbiciu zamiast posypać je pieprzem użył papryki i tak wszystkim bardzo smakowało (no może nie do końca, bo Abuna stwierdził, że było na nich więcej panierki niż mięsa – tylko ciekawe dlaczego sam zjadł podwójną porcję???:-)). Ewelina, jak to już zajmuje jej czas od kilku dni, porządkowała apteczkę Sióstr, a w zasadzie aptekę, w której nie sposób policzyć ilości leków i różnych skarbów jakie tam można było naleźć. Jędrzej natomiast walczył z firankami i karniszami. Na krótki czas przed obiadem Jędrzej i ja (Maciej) zajęliśmy się układaniem dość nietypowych puzzli. A mianowicie naszym pędzlom nie oparły się również kratki ściekowe, które Jaro ładnie w rządku poukładał zapomniawszy przy tym niestety o opisaniu ich kolejności. Jednak już po pół godzinie, nie licząc niezliczonych przymiarek i kombinacji, wszystkie kratki wokół domu znalazły się na swoim miejscu. Wracając po pracy na obiad, Jędrzej zauważył Jaszczurkę, którą udało mu się złapać, i wspólnie postanowiliśmy, że ten 4 centymetrowy okaz należy pokazać Molo. Oczywiście nasz biolog był zachwycony i dokładnie obejrzał małe stworzonko. Niestety przy próbie umieszczenia jaszczurki w słoiku wysmyknęła się nam i powędrowała pod szafę w pokoju, ale ku naszemu zdziwieniu dziewczyny nie bardzo się tym przejęły, bo już mają wielu takich współlokatorów :-).
Obiad, który udało nam się prawie punktualnie zacząć, jedliśmy z wielkim smakiem. Aż tu nagle Abuna obwieszcza nam, że po sjeście o godzinie 14.00 udajemy się na spacer niespodziankę…
Po szybko zjedzonym obiedzie i długo ciągnącej się sjeście wyruszyliśmy na spacer niespodziankę naszą grupą (jak to ją nieraz męska część naszej ekipy nazywa: „Pięciu mężczyzn nie licząc kobiet i dzieci” – por. Mt 14,21). Od początku zaczęło się tajemniczo. Abuna przewodnikiem mianował Alae, a w dodatku wyruszyliśmy w przeciwnym kierunku niż prowadzi droga do Starego Miasta, którą zwykle schodzimy z naszej góry. U kresu naszej wędrówki doszliśmy do Kościoła Wniebowstąpienia Pańskiego, który jest jednym z nielicznych miejsc świętych, które znajduje się w posiadaniu muzułmanów. W związku z tym za wejście musieliśmy uiścić opłatę. Miejsce to nie jest też miejscem sprawowania kultu, a jedynie nawiedzin pielgrzymów.
Po powrocie do domu rzuciliśmy się na podwieczorek, na który składał się pyszny placek jabłkowo-budyniowy upieczony przez mieszkającą z nami u Sióstr Kasię z Krakowa oraz świeże banany (nie można do nich nawet przyrównać namiastki smaku bananów jakie jadamy w Polsce…). Następnie wpadliśmy w wir pracy popołudniowej. Już chyba czwarty raz zabrakło nam farby i Damian musiał udać się do sklepu po nową i po raz kolejny dostał inny odcień, bo z każdego deseniu mają na stanie tylko jeden… (reszta na zamówienie). Ewelina zabrała się do kontynuacji operacji wyciągania kleszczy naszemu psu – Lackiemu. Dziewczyny, które nie zajmowały się malowaniem do południa, zabrały się za porządkowanie zabawek, którego to owoce było widać na kolacji w postaci śmiesznych fryzur (i oczywiście jak zwykle prym wiodła Molo :-)).
Na kolacji czekała nas kolejna niespodzianka. Dzisiejsza drużyna kuchenna przygotowała potrawę „KropkoJaroOlo”, która składała się z zapieczonych w piekarniku bakłażanów, ziemniaków, pomidorów, jajek i innych przypraw. Pochwałom nie było końca. Zrodziła się nawet propozycja założenia restauracji o wdzięcznej nazwie „Rezerwat” :-). Szefowa obiecała, że po wczorajszej praktyce kuchennej dla mnie też by się mały etacik znalazł (hurrraaa!).
Po kolacji podobnie jak poprzedniego dnia udaliśmy się do Bazyliki Grobu Pańskiego, by tam kontemplować mękę, śmierć i zmartwychwstanie naszego Mistrza. Te nasze wieczorne nawiedzania Bazyliki stają się dla nas motorem do pracy na kolejny dzień. Bogu niech będą dzięki za to, że obdarował nas tak wielką łaską! Po powrocie o godzinie 21.30 odmówiliśmy wspólnie kompletę i udaliśmy się na spoczynek przed kolejnym ważnym dla nas dniem, w którym udamy się z wizytą do Patriarchy Jerozolimy…
Jak dobrze jest dziękować Ci, Panie, i śpiewać psalm Twojemu Imieniu…
Ps. I jeszcze na koniec zagadka:
Choć bałagan tak ogromny,
trud włożony był niezłomny,
aby łóżko wysprzątane
mogło być wręcz podziwiane.
Zgadnijcie sami,
czyje łóżko macie przed oczami? :-)
Maciej