Akademickie Koło Misjologiczne

Kronika Jerozolima 2010

Plan relacji, Fotoreportaż

Lipiec - 13 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Sierpień - 01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17

25 Lipca - Pielgrzymowania po Galilei ciąg dalszy

Wczoraj przed spaniem niektórym zamarzyło się maksymalne wykorzystanie pobytu na górze Tabor i postanowili obejrzeć dziś wschód słońca. Tak więc już o 5 rano w naszym pokoju dało się słyszeć dzwoniące budziki, które jednak mimo że pobudziły wszystkich, nie wszystkich zmobilizowały do wstania. Ci wytrwalsi przezwyciężyli sen i wyczekiwali w punkcie widokowym na pojawienie się słońca. Zdawało się, że niestety czeka ich zawód, gdyż chmury przysłaniały wszystko… Jednak, gdy przeczytali w trzech Ewangeliach fragmenty o Przemienieniu Pańskim, to o 5.45 ukazała się im na niebie piękna czerwona kula, co oczywiście wzbudziło głośny okrzyk Molo (choć jak mówią świadkowie, nie przebiło to okrzyku na widok dudka :P).

Kolejnym punktem dnia była jutrznia, a zaraz po niej, o 7 mieliśmy Mszę Świętą w kaplicy Mojżesza, gdyż w głównym kościele odbywała się inna Msza. Po Eucharystii szybko zwiedziliśmy kościół, który jest przepiękny. Towarzyszył nam też tam gołąb (którego obecność można było odczytać jako namacalną obecność Ducha Świętego), który to szczególnie upodobał sobie i naznaczył Gosię :P

Po Mszy udaliśmy się na przepyszne śniadanie przygotowane dla nas przez wspólnotę Cenacolo. Jak się najedliśmy tymi wszystkimi pysznościami, szybko się spakowaliśmy i uprzątnęliśmy nasze lokum, żeby o 9 móc ruszyć w dalszą podróż. Naszym pierwszym celem była Góra Błogosławieństw. Gdy tam dotarliśmy od razu poczuliśmy znacznie wyższą temperaturę i wilgotność powietrza niż te, których doświadczamy na co dzień w Jerozolimie. Poza tym zaskakująca też jest roślinność – jest tu niesamowicie zielono i do tego wszędzie pełno drzew owocowych i strasznie nas kusiło, by spróbować tych bananów, cytrusów czy daktyli, bo tak apetycznie wyglądały... Może jeszcze się nadarzy okazja przez te 3 tygodnie, które nas czekają :) Na górze obejrzeliśmy przepiękne widoki roztaczające się na jezioro Galilejskie oraz weszliśmy do kościoła, który jest ośmiokątny, symbolizując w ten sposób liczbę błogosławieństw z Kazania na Górze.

Kolejnym miejscem, do którego chcieliśmy się wybrać było seminarium neokatechumenatu, które niestety było dziś zamknięte… Tak samo w kościele Rozmnożenia Chleba w Tabdze powitał nas napis na bramie „Sunday – closed”. Ale jako że do trzech razy sztuka, to kolejne miejsce, do którego się udaliśmy było już dostępne i takim oto sposobem znaleźliśmy się w kościele Prymatu św. Piotra nad samym Jeziorem Galilejskim. Obejrzeliśmy kościół, pomodliliśmy się, przeczytaliśmy odpowiedni fragment Pisma Świętego, a potem nastało to, co uwielbiamy, czyli wejście do wody. Wprawdzie nie można się było kąpać, ale moczenia nóg i chlapania się sobie nie odmówiliśmy. Nasza biolożka Molo oczywiście znów wypatrzyła w wodzie jakiegoś stwora (dając nam o tym głośno znać). Tym razem był krab. Nad tym jeziorem mogliśmy też doświadczyć siły modlitwy do św. Antoniego - Kropce zaginęły okulary w wodzie, a Molo na głos wypowiedziała, to co wszyscy powtarzali w duchu - „św. Antoni, błagam!” i oto jej oczom ukazała się zguba. I wszyscy zgodnie twierdzimy, że Molo ze względu na częste gubienie wszelakich rzeczy, ma teraz specjalne względy u tego Świętego (coś na kształt karty stałego klienta) i dlatego tak ładnie się to udało :)

Następnie pojechaliśmy wzdłuż brzegu jeziora do Kafarnaum, gdzie to odwiedziliśmy dom św. Piotra (a właściwie jego teściowej), a także ruiny synagogi. Kolejnym miejscem miał być kościół św. Piotra w Tyberiadzie, ale okazał się zamknięty (sjesta). Rozgościliśmy się więc się w ogródku pobliskiej restauracji, gdzie sobie spożyliśmy nasz przepyszny prowiant :) Pouprawialiśmy również troszkę zbieractwa, zrywając kilkudziesięciocentymetrowe strąki, o których można przeczytać w przypowieści o synu marnotrawnym. Najedzeni wyruszyliśmy dalej, do ostatniego miejsca, którym był Jordan. Nad rzeką odnowiliśmy przyrzeczenia chrztu świętego, jednak bez wody, gdyż zapach wydobywający się z rzeki nie zachęcał nawet do moczenia tam stóp… Troszkę się tam jeszcze pomodliliśmy i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Jerozolimy, którą to w większości mimo pięknych widoków (przejeżdżaliśmy m.in. przez pustynię) przespaliśmy. To jednak intensywnie spędzony weekend dał o sobie znać… Dojechawszy do domu siostry oczywiście przywitały nas z przepyszną obiadokolacją, którą to jak zawsze pochłonęliśmy z olbrzymim apetytem. Na koniec dnia odmówiliśmy jeszcze nieszpory połączone z rozważaniem Ewangelii z dnia dzisiejszego i od razu do spania, bo jutro od rana czeka praca :)

Madzia