Akademickie Koło Misjologiczne

Kronika Jerozolima 2010

Plan relacji, Fotoreportaż

Lipiec - 13 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Sierpień - 01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17

18 Lipca - „Oto dzień, który Pan uczynił (...)"

„Oto dzień, który Pan uczynił, radujmy się nim i weselmy”- to jedno zdanie z jutrzni mogłoby streścić cały dzisiejszy dzień.

Pomimo komarów, które przerywały ciszę nocną, większość z nas wstała wyspana i z ochotą ruszyliśmy na zewnątrz domu, by w naszym ulubionym miejscu -z widokiem na cała Jerozolimę rozpocząć dzień od jutrzni. Po śniadanku pośpieszyliśmy do groty Getsemani by tam odprawić Mszę Świętą. Przy akompaniamencie naszego wspaniałego zespołu muzycznego, który ćwiczył wczoraj do późnych godzin nocnych (czytaj godz.23;), mogliśmy przeżywać Eucharystię, w miejscu uznawanym przez tradycję jako miejsce pocałunku Judasza i pochwycenia Jezusa. Tuż obok znajduję się prawosławna cerkiew „Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny”. Kilkoro z nas spędziło tam dłuższą chwilę i żartowaliśmy, że pewnie sami chcieli dostąpić wniebowzięcia. Przed obiadem mieliśmy jeszcze trochę czasu , które wykorzystałyśmy z dziewczynami na zabawę w kalambury. Pożywieni przez kochane siostry, pełni energii postanowiliśmy trochę rozruszać kości -pograliśmy więc w siatkę. Cała zabawa polegała jednak na tym żeby piłka nie poleciała za daleko, bo dom znajduję się na górce. Pomimo starań i tak co jakiś czas trzeba było nurkować w drzewkach oliwkowych (Kasia S. robiła to z największą gracją) w poszukiwaniu piłki.

Niedziela to czas odpoczynku i świętowania około godz. 14 pojechaliśmy więc do Jafy, nad Morze Śródziemne. Tam na złocistym piasku i w wodzie, która przypominała troszkę zupę (ciepła i bardzo słona;), nabieraliśmy sił na tydzień pracy. Pomimo braku piłki, kreatywnie użyliśmy kapelusza Marty, żeby popluskać się i porzucać w wodę -przy okazji staropolskiej zabawy w głupiego Jasia. Towarzyszyła nam Alae (dziewczynka z domu Sióstr), bawiąc się równie dobrze. Po kąpieli słonecznej a przede wszystkim morskiej, odwiedziliśmy kościół św. Piotra. Już kiedy mieliśmy wychodzić wyszedł do nas jakiś braciszek w białym habicie i zaczął wypytywać skąd jesteśmy, -wszystko po angielsku. Po dobrych 3 minutach rozmowy w tym języku, ku naszemu zaskoczeniu przemówił po polsku. Spotkaliśmy również sympatyczną Polkę, która mieszka w Izraelu od 50 lat. Zapraszała nas do biblioteki, którą sama założyła. Skompletowała tam ok. 4 tys. polskich książek. W drodze powrotnej zadziwiła nas Molo wykrzykując na całe gardło : „dudek, dudek!!!”. Nasza droga pani ornitolog tak była poruszona ptaszkiem, którego wypatrzyła na trawie, że nie zważając na nasze błony bębenkowe, na poziomie ultradźwięków, wyrażała swój zachwyt. Z burczącymi brzuchami przyjechaliśmy na kolację, a po niej cóż za pyszna niespodzianka nas spotkała –jabłecznik upieczony przez s. Lidię. Pycha! Z uradowanymi podniebieniami ruszyliśmy szybciutko w kierunku Bazyliki Grobu Pańskiego, aby w dzień zmartwychwstania móc dotknąć płyty skalnej –niemego świadka zmartwychwstania, na której został złożony do grobu, a potem zmartwychwstał nasz Zbawiciel. Śpiesznym krokiem przemierzaliśmy uliczki z arabskimi kramami by jeszcze przed zamknięciem (godz.21) móc jeszcze raz być w tak niezwykłym miejscu. Z zamykaniem Bazyliki wiąże się ciekawa historia. Drzwi, wdrapując się na drabinę zamyka Turek, z dziada pradziada wywodzący się z tej samej rodziny. Jego zadaniem jest również pilnowanie porządku i dbanie o to, ażeby poszczególne wyznania chrześcijan, które opiekują się danymi częściami Bazyliki, delikatnie ujmując -nie wchodziły sobie w drogę. Po powrocie odśpiewaliśmy nieszpory a zaraz potem odmówiliśmy różaniec spoglądając na panoramę Jerozolimy. To był piękny dzień!

Malwina (Malwa)