Akademickie Koło Misjologiczne

Kronika Jerozolima 2010

Plan relacji, Fotoreportaż

Lipiec - 13 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Sierpień - 01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17

30 Lipca - Większości z nas dzień biegł w zwolnionym tempie...

Zobacz zdjęcia z Drogi Krzyżowej

Najświętszy Sakrament, który adorowaliśmy wieczorem spiął klamrą nasz kolejny dzień, który zaczął się jak zwykle mszą świętą, a skończył wspomnianą przed chwilą godzinną adoracją. Podczas mszy świętej usłyszeliśmy o skazaniu na śmierć proroka Jeremiasza, który obwieszczał słowa Pana o potrzebie nawrócenia. Uświadamia to nam, jak często i my nie chcemy słuchać natchnienia Bożego, kiedy nie jest ono zgodne z naszą wolą. Z kolei w Ewangelii Chrystus przychodzi do swojego miasta Nazaretu, którego mieszkańcy pozostają głusi na Jego głos.

Dzisiejszy dzień to już prawie połowa naszego pobytu w Ziemi Świętej. Niedługo wrócimy i trzeba będzie być misjonarzem w swoim mieście i środowisku. Tej trudności doświadczaliśmy już podczas animacji misyjnych w naszych rodzinnych parafiach

Większości z nas dzień biegł w zwolnionym tempie, a to z powodu niewyspania i przemęczenia. Niektórzy rozpoczęli go o trzeciej nad ranem z powodu hordy komarów;) niepozwalających zasnąć. Jednak to już prawdopodobnie ostatnia taka noc, ponieważ Damian i Jędrzej zamontowali nam w oknie moskitierę – bardzo profesjonalna robota ;). Podobno została tylko mała szparka, przez którą komary mogą zajrzeć, ale już nie wlecą do środka.

Po śniadaniu podzieliliśmy się na pięć drużyn pracy: dachowców, myjących okna, malujących, lumpeks i gotujących. Praca na dachu polega na czyszczeniu fug (i przy okazji ścieraniu kostek u palców) w celu późniejszego uszczelnienia dachu. Podjęli się tego: Abuna, Rezerwat (czyli Maciej i Jarek) oraz Gosia – kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie boi. Wszelkie uciążliwości naszym alpinistom rekompensował widok panoramy Jerozolimy. W ramach przerwy na dachu nasi klerycy w obecności władzy duchownej (Abuny i s. Szczepany) oficjalnie zamontowali flagę Polski, która od dziś dumnie powiewa nad Jerozolimą.

Z kolei dziewczęta: Kasia A., Malwina i Madzia zabrały się do mycia okien. Szyby upstrzone mikroskopijnymi plamkami farby, trzeba było mozolnie zdrapywać. Zagęszczenie plamek odpowiada mniej więcej ugryzieniom komarów na przedramieniu Marty.

Ola S. i ja podjęłyśmy się misji specjalnej, to znaczy posprzątania naszego grupowego bałaganu w pokoju damskim. Okazało się, że mamy tam kilka stołów, które wcześniej tonęły pod ciężarem krzeseł i ręczników. Nowa przestrzeń została wieczorem wykorzystana do wypisywania kartek z pozdrowieniami dla naszych sponsorów, wspierających nas osób oraz parafii i instytucji, co płynnie przeszło w zabawę integracyjną, rozwijającą zdolności psychologiczne i aktorskie ;) Na zdjęciu gra w toku, a dokładniej męska reprezentacja zasiadająca za stołem niczym mężowie zaufania ;).

Jędrzej i Damian kończyli malowanie krat i drzwi, a właściwie tak nam się wydawało, bo codziennie odnajdujemy nowe niepomalowane kraty i drzwi. To już właściwie dzieje się wbrew prawom fizyki i stanowi jedną z nierozwikłanych zagadek projektu Jerozolima. Jędrzej pobił rekord amatorskiego wdychania rozpuszczalnika – jako jedyny maluje od początku. Dziś odkrył trzy zapachy farby – zazwyczaj w tym stadium omamów węchowych przerywamy pracę z farbą i zmieniamy branżę. Wcześniej Malwina skończyła, kiedy farba zaczęła jej pachnieć pączkami, ja poległam na konwaliach.

Lumpeks już w nowym składzie osobowym (Marysia i Marta) zabrał się do porządkowania kolejnego pomieszczenia z konfekcją. Część ubranek zastałyśmy ułożone na półeczkach podpisanych imionami dzieci. Często zdarza się, że przedmioty należące do kogoś skłaniają nas do rozmów na temat właściciela. I tak się stało tym razem. Siostra Szczepana opowiedziała nam historie kilkorga wychowanków. Życie nie rozpieszczało tych dzieci. W skutek trudnych przeżyć nawet czterolatki myślą już jak człowiek dorosły. Ich rodzice umarli na ulicy z wycieńczenia, są nieporadni wychowawczo, czasami zdarza się, że przepadają bez śladu. Zastanowiło mnie skąd w domu dziecka w Izraelu spora grupka dzieci z Etiopii. Okazuje się, że Izrael jest dla ich rodziców nadzieją na pracę. Niestety albo jej nie znajdują i nie są w stanie podołać utrzymaniu dzieci albo praca pochłania tak dużo czasu, że oddają je na wychowanie.

Ekipa obiadowa w składzie Szefuncia Kropka i dwie samozwańcze kuchareczki Kropeczki (Molo i Ewelina) w firmowych fartuszkach w kropki podjęły się ambitnego zadania – chciały w trzy przygotować pierogi dla dwudziestu osób.( Przy około setnym pierogu zaczęły dyszeć żądzą zemsty dla pomysłodawcy. Jednak jak to w takich sytuacjach bywa, nie udało się ustalić jego tożsamości. Wkrótce z odsieczą przybyły posiłki. To głód zwabił do kuchni pomocników. Obiad usatysfakcjonował nawet Najwybredniejszego :-).

Po sjeście udaliśmy się na Drogę Krzyżową prowadzoną przez braci franciszkanów w języku włoskim i angielskim. Franciszkanie prowadzą to nabożeństwo od czasów średniowiecznych. Było niesamowicie parno i tłoczno. Zatrzymywaliśmy się przy każdej stacji wśród gwaru ulicy i setek przechodniów i kupców. Mimo braku ciszy i skupienia, które towarzyszą normalnie podczas tego nabożeństwa w naszych parafiach, uczestniczyliśmy w nim całym sobą. Droga ta angażowała nie tylko naszego ducha, ale i zmysły i ciało. Dzięki temu łatwiej można było iść za Panem Jezusem całym sobą, a nie tylko myślami z ławki w kościele.

Wieczorem uklęknęliśmy do Adoracji Najświętszego Sakramentu Czytane przez Martę fragmenty Pisma Świętego i spontaniczny śpiew Gosi pomogły nam w skupieniu. Bardzo urzeka mnie w naszej wspólnocie inicjatywa i otwartość w modlitwie. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, a raczej tworzy warunki do rozwoju. Jestem bardzo ciekawa, jakie jeszcze owoce przyniesie nasz pobyt Tutaj.

Kasia S.