Akademickie Koło Misjologiczne

Kronika Jerozolima 2010

Plan relacji, Fotoreportaż

Lipiec - 13 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Sierpień - 01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17

21 Lipca - „Przybierzeli do Betlejem pasterze, grając skocznie dzieciąteczku na lirze…”

No właśnie, ktoś by pomyślał, że Kropce słońce zaszkodziło, ale nie, wszystko się zgadza. Dziś cały dzień towarzyszyły nam kolędy, a to wszystko w związku z wydarzeniami i miejscem do którego dzisiaj się udaliśmy.

Wstaliśmy bardzo wcześnie, bo już o 6:20 mieliśmy śniadanie i zaraz po nim wyruszaliśmy do Betlejem oddalonego od Jerozolimy o 8km. Jak wiadomo miasto Narodzenia Jezusa mieści się za granicami muru Autonomii Palestyńskiej, dlatego musieliśmy zabrać ze sobą paszporty.

Dzisiejszy poranek był inny niż do tej pory, gdyż zamiast słońca, które już o tej godzinie ostro przyświeca, tym razem niebo było zachmurzone, a słońce przeciskające się przez nie, w cudowny sposób oświetlało poszczególne części starego miasta. Mogliśmy to zaobserwować podczas oczekiwania na przyjście „spóźnialskich” na zbiórkę przed domem Sióstr skąd wyruszyliśmy.

Szybko przemknęliśmy przez Starą Jerozolimę i dostaliśmy się na dworzec autobusowy, skąd zabrał nas miejski minibus Dotarliśmy pod sam punkt CHECK IN, czyli przejścia granicznego między Autonomią Palestyńską a Izraelem. I tutaj myślę, że wszyscy zgodzą się ze mną, mur wysoki na 8m robi ogromne wrażenie. Wysoka ściana zakończona drutem kolczastym, rozciągająca się na boki. Czuliśmy się trochę jakbyśmy wchodzili do więzienia. Odprawa paszportowa przebiegła bardzo sprawnie, co bardzo nas zaskoczyło (przed wyjazdem nasłuchaliśmy się o godzinnych kontrolach paszportowych). Po przejściu granicznym, spacerkiem udaliśmy się w kierunku najistotniejszego miejsca, tj. bazyliki Narodzenia Pańskiego. Na początku drogi towarzyszyły nam jeszcze potężne mury z wieloma wymownymi malunkami na ścianach, jednak szybko znaleźliśmy się w przyjemnych wąskich uliczkach, prowadzących nas przez Plac Żłóbka do bazyliki. To właśnie tu mieliśmy uczestniczyć we Mszy Św. ale chyba nikt z nas nie spodziewał się, że będzie ona odprawiana w samej grocie Narodzenia Pańskiego. Cudowne doświadczenie móc przeżywać Eucharystie właśnie w takim miejscu i to w dodatku „prawie” tylko dla nas (prawie, bo było z nami jeszcze parę sióstr zakonnych).

Po odprawionej Mszy Św. udaliśmy się do przyległego Kościoła Św. Katarzyny, który jest głównym kościołem parafialnym należącym do oo. franciszkanów i tam czekając na o. Jerzego Kraj zaśpiewaliśmy kilka kolęd, które w tamtym miejscu nabrały innego wymiaru, i nie ma to wcale związku z faktem, że jest 21 lipiec a nie 24 grudzień :-).

O. Jerzy bardzo serdecznie nas powitał i opowiedział krótką historie o tym jak oo. franciszkanie się tu znaleźli, o kościele Św. Katarzyny, z którego corocznie jest transmitowana Pasterka, o pracach jakie zostały wykonane podczas jego renowacji, głównie przez Polaków. Jak powiedział ojciec, obecnie w Betlejem znajduje się 20 zakonników, jedenastu narodowości, w tym czterech z Polski. Wstąpiliśmy tez na chwilę do celi Św. Hieronima (tam o.Jerzy zdradził nam potrzebę odrestaurowania obrazów znajdujących się w podziemiach, min. obrazu „Św. Józefa- cichego świadka Narodzin Jezusa” oraz wielu innych, więc informujemy, że jest potrzeba wolontariatu w Ziemi Świętej w wielu dziedzinach :-) ). Następnie udaliśmy się jeszcze raz do bazyliki jednak już tylko aby dowiedzieć się o niej trochę więcej. Ciekawą informacja jest to, iż uniknęła ona zniszczeń podczas jakichkolwiek najazdów i jest to obecnie najstarszy, nieprzerwanie funkcjonujący kościół na świecie. Nie zmienia to jednak faktu , że budynek jako taki, dobrze zachowany, (wiele oryginalnych elementów przetrwało do dziś) wymaga gruntownego remontu, w szczególności osiemnastowieczny dach. Odpowiedzialność za Bazylikę mają trzy wspólnoty, dlatego tak trudno się dogadać w tak podstawowych kwestiach jak chociażby remont. Następnie udaliśmy się za o. Jerzym w kierunku Groty Mlecznej, która jest miejscem pobytu Świętej Rodziny już po narodzeniu Jezusa. Dlaczego więc Grota Mleczna? Jak nie trudno się domyśleć, okres po narodzinach dziecka dla matki jest ściśle związany z karmieniem noworodka, i tu cała odpowiedź. W naturalnej grocie z dobudowaną kaplicą mieści się figurka Matki Bożej Karmiącej oraz piękny obraz przedstawiający właśnie podobną scenę. Miejsce to jest drogie wielu kobietom, nie tylko miejscowym ale wszystkim, które borykają się z problemem z mlekiem podczas połogu., jak i po prostu będącym w ciąży. Oo. franciszkanie trzymający piecze nad tym miejscem otrzymują liczne listy z informacjami o cudownym działaniu proszku z groty, który można u nich nabyć.

Scena z obrazu przypomniała mi widok mojej siostry, karmiącej Szymona (mojego siostrzeńca). Nie omieszkaliśmy pomodlić się za Anie i Rafała oczekujących Jasia a ja w takim miejscu nie mogłam również zapomnieć o bratowej będącej w ciąży :-)

Grota była ostatnim punktem po którym oprowadził nas ojciec Jerzy, dlatego po krótkim odpoczynku udaliśmy się na Pole pasterzy – Bait Sahur. Na terenie rozległych pól wzniesiono niewielki kościółek upamiętniający wydarzenie sprzed dwóch tys. lat. Następnie Pasterz spoczął na ławeczce w zacienionym miejscu, a my niczym owieczki rozbiegliśmy się po terenie pozwiedzać zachowane z tamtych czasów groty. Powrót do miasta był męczący ze względu na wzniesienie na którym się znajdowało i na słońce które paliło nas niemiłosiernie. Wszyscy pamiętamy o nakryciach głowy i regularnym nawadnianiu naszych organizmów jednak wielu z nas szybko zmieniło kolor skóry na czerwony. Trochę czasu wolnego na zakupy w zaprzyjaźnionym sklepiku poleconym przez ojca Jerzego i już powrót do punktu przejścia granicznego. Wszyscy wyczerpani wróciliśmy do domu na Górze Oliwnej (na którą musieliśmy się jeszcze wdrapać) gdzie czekał na nas pyszny obiadek przygotowany przez Siostry – jak zwykle palce lizać :-) Wieczorem, mimo zmęczenia ochoczo przebraliśmy się w robocze ciuchy i wróciliśmy do naszych zadań. Dzięki słoneczku, które przypiekło nasze głowy podczas wycieczki do Betlejem i odrobinie zapachu farby, który wydobywał się z puszek, prace przebiegały bardzo wesoło a dodatkowo wiatr, który w wieczornych godzinach się wzmaga koił nasze opalenizny.

Dzień zakończyliśmy jak zwykle na Nieszporach a zaraz po nich wszyscy szybko legli na swoich materacach.

To był bardzo dobry dzień !!! ;)

Ola K (Kropka)