Akademickie Koło Misjologiczne

Kronika Jerozolima 2010

Plan relacji, Fotoreportaż

Lipiec - 13 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Sierpień - 01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17

15 Sierpnia - Pozwól mi przyjść do Ciebie, takim zwyczajnym jakim jestem...

Jesteśmy na całonocnym czuwaniu w Bazylice Grobu - Miejscu Zmartwychwstania. Pierwszy raz możemy być Tutaj w Ciszy i tylko z Panem decydujemy, ile czasu spędzimy w tym miejscu. Atmosfera we wnętrzu jest taka, że człowiek sam zaczyna się modlić, wręcz nieświadomie. Czuć zapach olejku różanego i słychać oddechy rozgrzane emocjami, kamień nagrobny wydaje się być równocześnie ciepły i zimny.

Tyle zdążyłam napisać w dniu 15 sierpnia, a był to dzień wyjątkowo intensywny. Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny rozpoczęliśmy Eucharystią na świeżym powietrzu. Abuna we wprowadzeniu przybliżył nam okoliczności ustanowienia dogmatu Wniebowzięcia. Choć chrześcijanie od początku wierzyli w to, że Matka Boża została wzięta z duszą i ciałem do nieba, to oficjalnie ten fakt jako dogmat został uznany dopiero w roku 1950. I była to odpowiedź na okrucieństwo II wojny światowej. Chciano w ten sposób podkreślić wartość człowieczeństwa, o której w tym strasznym okresie zapominano. Również ksiądz Rektor w kazaniu mówił o podejmowaniu decyzji oddania się Bogu i wierności - jako o wymiarach człowieczeństwa. Samo pojecie człowieczeństwa stało się hasłem przewodnim tego dnia. A to za sprawą Gochy, która wytyka palcem wszystkie pojęcia, których palcem wskazać nie można. Ten brak tolerancji wobec abstrakcji rozpętał dyskusję - czym jest człowieczeństwo?. A Gosia nie daje się przekonać, że jej ścisłe i konkretne usposobienie ekonomistki ma w sobie wiele z dążenia do odkrywania sensu, istoty rzeczy, które jest przypadłością humanistów:)

Po śniadaniu udaliśmy się pieszo do miasta mając za przewodnika księdza Rektora. Naszym celem była Wielka synagoga, menora przed Knesetem oraz Jad vashen. Głównym sponsorem synagogi był sir Isaac Wolfson, żydowski filantrop pochodzący z Wielkiej Brytanii. Architekt projektując budynek nawiązywał do Świątyni Jerozolimskiej. Do właściwej synagogi wchodzi się przez muzeum mezuz. Mezuza to mały pojemnik wykonany z drewna, metalu lub szkła, zawierający zamknięty w rurkę zwitek pergaminu z naniesionymi dwoma fragmentami Tory mówiącymi o wierności Bogu:Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twoim sercu te słowa, które ja Ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do swojej ręki jako znak.(filakterie: dwa czarne skórzane pudełeczka wykonane z jednego kawałka skóry, w których znajdują się cztery ustępy Tory, ręcznie przepisane w języku hebrajskim noszone podczas codziennych modlitw w dni powszednie przez dorosłych mężczyzn przyp. aut.) Niech one Ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach twojego domu i na twoich bramach.( 6.4-9 Księga Powtórzonego Prawa. Drugi fragment pochodzi z tej samej Księgi 11, 13-21. Po wejściu do synagogi chyba oczy wszystkich skierowały się na ogromny kolorowy witraż. Pod nim znajdowało się miejsce święte tzn. zwoje Pisma - zapakowane w aksamitne pokrowce, a na każdym z nich spoczywała korona. Zazwyczaj są one zakryte, ale my trafiliśmy na moment, kiedy obsłucha je odkurzała. Dziwny to był widok wielki odkurzacz w synagodze i atmosfera sobotnich porządków. W ogóle dziwiły mnie prace budowlane i porządkowe na ulicach. Zapominałam, że niedziela jest dniem świętym dla chrześcijan, dla żydów jest nim sobota, a dla muzułmanów piątek. Na środku synagogi znajduje się miejsce, na którym czyta się i objaśnia Pismo. Przed oczami wyobraźni stanął Pan Jezus objaśniający Pisma w synagodze. Nam ksiądz Rektor odczytał fragmenty Starego Testamentu po hebrajsku oraz modlitwę, w której Żyd dziękuje Bogu, że nie urodził się gojem (czyli nie-żydem), ani kobietą ;) Wzbudziło to poruszenie w naszej zdrowo sfeminizowanej grupie ;) Ksiądz próbował wyjaśniać, iż powodem radości jest fakt, że tylko mężczyźni mogą prowadzić modlitwy - chwalić Pana i za ten dar Żyd dziękuje. Kobiety zajmują się domem i dziećmi. Poprzez rodzenie dzieci mają udział w stwórczej mocy Boga. Płodność jest wielkim darem i błogosławieństwem. Widać to w ortodoksyjnej dzielnicy. Mijaliśmy tam wiele gromadek bawiących się dzieci i par z dziecięcymi wózkami. W synagodze kobiety siedzą osobno na balkonie.

Potem udaliśmy się w okolice Knestetu - Parlamentu, aby tam obejrzeć siedmioramienny świecznik - zwany menorą. Menora stała w Świątyni Jerozolimskiej (ale nie ta, którą widzieliśmy;)) była symbolem obecności Boga w swoim ludzie i wierności, symbolizowała także światło i życie Boże. Jako taka towarzyszyła narodowi izraelskiemu podczas całej jego historii. Ta na którą patrzyliśmy jest darem gmin żydowskich z Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Na siedmiu ramionach tego monumentalnego świecznika są wyrzeźbione główne wydarzenia i postacie, które wycisnęły piętno na historii ludu żydowskiego. Są tam więc: Mojżesz z tablicami prawa na Górze Synaj, Rut Moabitka, Dawid i Goliat, prorok Izajasz i jego wizja końca dni, Jeremiasz napominający naród izraelski, Żydzi płaczący nad rzekami Babilonu, odbudowa Jerozolimy przez Nechemiasza po powrocie z wygnania babilońskiego, wojna Machabeuszy, rabin Jochanan ben Zakkai, Hillel objaśniający treść Tory poprzez złotą regułę postępowania, Bar Kochba po rewolcie, złoty wiek Żydów w Hiszpanii, Kabała, powstanie w Getcie Warszawskim oraz ostatni powrót do ziemi Izraela. Następnie po zrobieniu grupowego zdjęcia, obarczeni monstrualnej wielkości szyszkami i bukietami 'ziół' zebranymi w parku prowadzącym do menory, udaliśmy się na przystanek autobusowy, skąd po długim oczekiwaniu, umilanym śpiewaniem po hebrajsku Baruch haszem ha Meszijah Jeszua, Baruch haszem Adonai, czym wprawialiśmy w osłupienie pasażerów wysiadających z autobusów, dotarliśmy do Jad vaszem.

Jest to pomnik poświęcony żydowskim ofiarom II wojny światowej, powstały w 1953 roku. Na jego terenie znajduje się mnóstwo drzew upamiętniających Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata - Nie-Żydów, którzy ratowali Żydów w czasie wojny, niejednokrotnie ryzykując własne życie. Obecnie, ze względu na brak miejsca, ich nazwiska umieszczane są na specjalnej ścianie pamiątkowej. Większość widzianych przez nas drzew była poświecona Polakom. Ksiądz Rektor przedstawił nam krótką historię Żydów w Polsce. Pierwsze wzmianki o ich pobycie na ziemiach polskich pochodzą już z X wieku. W późnym średniowieczu Polska była nazywana przez zagranicę Rajem dla Żydów.

Zastanawiała mnie cały czas etymologia nazwy jad vaszem. Okazało się, że nie jest ona jednoznacznie przetłumaczalna. Jad to ręka albo pomnik, vaszen to imię. Nazwę można zatem tłumaczyć jako pomnik imienia czyli pamięci. Znalazłam też wersję, w której jad to miejsce. Nazwa "miejsce i imię" nawiązuje do księgi Izajasza: dam [im] miejsce w moim domu i w moich murach oraz imię lepsze od synów i córek, dam im imię wieczyste i niezniszczalne.

Dotarliśmy do pomnika ofiar - płaskorzeźba uciekających żydów na wysokim murze, następnie do sali, w której na podłodze wyryte zostały nazwy miejsc zagłady. Tam oddają cześć ofiarom ważne osobistości i tam też przemawiał Jan Paweł II. Jest to ciemna, zimna sala z kamienia.

Kolejna przed nami stanęła sala poświęcona dzieciom, które zginęły podczas zagłady. Nie przypominam sobie bardziej wstrząsającego i mądrzej zaprojektowanego pomnika. Ufundowali go rodzice, których syn został zamordowany w 1944 roku, aby upamiętnić własne dziecko i 1,5 mln jego towarzyszy cierpienia. Pierwszą w tunelu mijamy wykutą w kamieniu twarzyczkę syna fundatorów. Następnie wchodzimy do ogromnego, ciemnego pomieszczenia. Trzeba trzymać się poręczy, aby nie zabłądzić w ciemności, co oddaje namiastkę niepewności i zagubienia dzieci, które nie wiedziały często, co je czeka. Zaraz po wejściu widzimy ogromne czarno-białe portrety dzieci żydowskich - tak podobne do tych, które rozbawione mijamy na ulicach. Cały pomnik to jedna zapalona świeczka, której płomień odbija się w wielkiej ilości luster. Przestrzeń wygląda jak rozgwieżdżone niebo, oglądane przez żałobny kir. Jedna świeczka symbolizuje jedno żydowskie życie, które jest tak ważne, jak cały naród, obrazowany przez tysiące odbitych płomieni. Każde życie waży tyle samo i każde jest ważne z punktu istnienia całości - czy to nie jedna z możliwych definicji człowieczeństwa?

Powrót na Górę Oliwną nie należał do najłatwiejszych. Najpierw przeczekanie kilkunastu autobusów, aż nadjechał ten 'wymarzony'. Tam udowodniliśmy, że inteligentni się nie nudzą ;) Po skutecznej 'reanimacji' mojej osoby - dziękuję:), kontynuowaliśmy spacer. Musieliśmy wyglądać jak Izraelici po 40 latach na pustyni, bo kierowca przygodnie napotkanego szeruta jechał za nami, aż nie zgodziliśmy się wsiąść i zaoferował atrakcyjną cenę. Kiedy okazało się, gdzie mieszkamy, kierowcy wypowiedzieli imię siostry Rafały i serdecznie się zaśmiali. Widać, ze siostry cieszą się sympatią i szacunkiem. Nikt nie mówi tu też o nich inaczej jak Siostry - żadne panie czy zakonnice.

Po sprinterskim obiadku, wybiegliśmy na drugą stronę góry Oliwnej, do klasztoru benedyktynek na spotkanie z siostrą Paulą. Siostra jest Żydówką polskiego pochodzenia, która nawróciła się na chrześcijaństwo. Była to bardzo prywatna i wiele dla nas znacząca wizyta. Siostra przyjęła nas w sadzie sokiem z granatów i figami. Budynek klasztoru jest biały, zdobią go błękitne okiennice i drzwi oraz amarantowe ;) kwiaty. Do sadu przechodzi się przez maleńki cmentarzyk. W sadzie poznaliśmy receptę na udane życie małżeńskie i zakonne ;) Jak zwykle najprostsze rzeczy są najbardziej genialne. Brzmi ona: Uśmiech i wierność. Po odpoczynku i modlitwie w kaplicy wróciliśmy na kolację i późną sjestę.

Sen był bardzo cenny, gdyż na noc udawaliśmy się do Bazyliki Grobu na czuwanie.

Pierwszy raz oglądaliśmy zamykanie drzwi od wewnątrz. Jest to bardzo zabawny widok, kiedy ludzie zgromadzeni po obu stronach drzwi, robią sobie nawzajem zdjęcia. Wraz z nami została w środku pani, która nie wiedziała, że zamykanie drzwi to nie przedstawienie i że będzie musiała zostać na noc w Bazylice. Miała jednak ogromne szczęście, ponieważ przez 2 tygodnie od 15 sierpnia drzwi są otwierane o 00.15 a nie jak zwykle o 5.00. Z zasadami panującymi podczas nocy w Bazylice zapoznał, nas bardzo sympatyczny franciszkanin wyglądający jak solista zespołu gospel. Największe zdziwienie wywołało nasze pytanie: co zrobić w razie, gdyby była potrzebna pomoc medyczna. Zapewnił nas, że nie będzie potrzebna, gdyż od 10 lat, kiedy on pełni służbę przy Grobie Pańskim, taki przypadek się nie przytrafił ;) Następnie udaliśmy się w zaciszne miejsce, aby uzgodnić, co dalej robić. Kiedy tylko usiedliśmy Rezerwat wyjął karteczki i zaczął konsultować z nami przebieg czuwania. Nie byłyśmy w stanie odpowiadać, gdyż szczęki opadły nam z wrażenia wywołanego profesjonalizmem duszpasterskim naszych kleryków. Plan wyglądał następująco: modlitwa osobista, różaniec część radosna, Ewangelia wg. św. Jana, rozważania o krzyżu, droga krzyżowa,koronka do Bożego Miłosierdzia, tajemnice bolesne, Ewangelia, tajemnice światła, jutrznia, Msza Święta, tajemnice chwalebne w drodze powrotnej. Żeby nie zasnąć staraliśmy się zmieniać miejsca modlitwy. Teraz śmiejemy się, że po tej nocy znamy Bazylikę, jak swój kościół parafialny. W pewnym momencie do jednej z kaplic wszedł brat i zaczął zamykać bramki i łańcuchy nie zważając na naszą obecność, co wprawiło nas w konsternacje, dopóki nie zostawił jednej bramki otwartej. W innej po kolei wchodzili duchowni różnych wyznań i ją okadzali - każdy na swój sposób. Zmęczenie sięgnęło apogeum podczas tajemnic bolesnych, kiedy to w pewnym momencie Jarek zorientował się, że sam odmawia różaniec, a reszta śpi. Jednym z najpiękniejszych doświadczeń było czuwanie naprzeciwko samego grobu. W pewnym momencie Maciej natrafił na fragment Ewangelii, którym się z nami podzielił. Był to opis pogrzebu Pana Jezusa kończący się zdaniem: Lecz Maria Magdalena i druga Maria pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu.

Coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, jak ważna jest obecność i świadomość obecności. Czytając przed grobem psalmy, natrafiałam na te, które są narzekaniem, bólem, wręcz wyrzutem i doszłam do prostego wniosku, że zamiast mieć do siebie pretensje za to, że jęczę i marudzę, mogę to obrócić w modlitwę, nawet marudzenie może być modlitwą jeśli jest w nim ufność Bogu:)

Pozwól mi przyjść do Ciebie takim zwyczajnym jakim jestem...

PS.: Cieszę się bardzo, że mogliśmy przez ten miesiąc żyć na wzór pierwszych gmin chrześcijańskich (przynajmniej tak to sobie wyobrażam;)) Wszystko robiliśmy razem i wszystko dla Pana:) Dziękuję!

Kasia S. (Kronikarz Marnotrawny)