Zaraźliwa gorączka uśmiechu!
Oj, tak!! W Etiopii zapanowała nowa epidemia, na szczęście niegroźna! Uśmiech na twarzach zarówno dzieci, jak i dorosłych pojawiał się w mig. A jak Oni byli radośni to i my! Bo przecież nic tak nie cieszy serca jak dawanie coś od siebie nie oczekując w zamian niczego!
Ale zaczynając od początku…
Wyruszając do Etiopii zabraliśmy ze sobą torby wyładowane zarówno zabawkami dla dzieci, jak i pieluchami dla osób starszych. Naszym pierwszym przestankiem była stolica – Addis Ababa. Spaliśmy w The Archidiocesan Catholic Secretariat (ASC). Szymon zajmował się tam sprawami informatycznymi, natomiast ja spędzałam czas w Asko, gdzie znajduje się sierociniec. Jest to miejsce, które wywarło na mnie wielkie wrażenie. W ośrodku tym są dzieci chore, które zostały zostawione na ulicy. Gdy policjanci znajdują je, przywożą Siostrom. Dzieci te są chore na przerozmaite choroby np. HIV, wodogłowie, niektóre są w stadiach agonii. Duża część z nich jest niepełnosprawna fizycznie i umysłowo. Ja swój czas spędzałam głównie z nimi. Między innymi pomagałam w karmieniu. Gdy karmiłam jedno dziecko, obok na wózku siedział inny chłopiec, który nie mógł się doczekać, aż będzie jego kolej. Gdy podeszłam do Niego, aby dać mu jedzenie, chłopiec zaczął się odwracać i nie chciał otworzyć buzi. Nie wiedziałam dlaczego. W końcu podszedł do mnie fizjoterapeuta, który oświadczył mi, że póki nie pomodlę się przed jedzeniem to chłopak nie zacznie jeść. Jakim wielkim było to dla mnie zdziwieniem, a przy okazji niezłą nauką!
W miejscu tym człowiek uczy się miłości do każdego człowieka. Pokonuje swoje słabości, lęki. I choć z jednej strony jest to smutne miejsce, bo przepełnione dużą ilością pokrzywdzonych, chorych dzieci, to z drugiej strony jest to piękne miejsce, bo te żywe istoty są otoczone opieką i miłością.
Kolejne tygodnie spędziliśmy w Awassie w ośrodku dla chorych prowadzonym przez Misjonarki Miłości. Tam m.in pomagałam Pielęgniarzowi w opatrywaniu ran, co było dla mnie nie lada wyzwaniem! W wolnym czasie starałam się bawić z dziećmi. Dzięki Ci Panie za długie nogi, na których mogło usiąść kilka dzieci na raz! J
Mieliśmy także możliwość uczestniczenia w Świętach Bożego Narodzenia. Z tej okazji w szkołach organizowane były występy sportowe, tańce plemienne itp. Następnie następował oczekiwany przez nas czas, obdarowania dzieci prezentami. Sama nie wiem kto był tym bardziej podekscytowany ja, czy dzieci. Każde dziecko otrzymało woreczek ze słodyczami, środkami higienicznymi i odzieżą. Dodatkowo do paczek, które szły do szkoły dla najbiedniejszych dzieci, zostały dodane przywiezione przez nas zabawki. Pomimo zakazu otwierania paczek w szkole, każde dziecko z zaciekawieniem zaglądało do siatki. Jedna klasa nie wytrzymała i otworzyła paczki! 😛 Ach jaka to była piękna radość!! Nie tylko z zabawek, ale nawet z mydła! Każde dziecko z zachwytem podnosiło swoje zdobycze. W szkołach tych zapanowała prawdziwa epidemia uśmiechu! Szczerego, pięknego uśmiechu!
Teraz już wiem, że Matka Teresa miała rację. Do osiągnięcia szczęścia wystarczy robić rzeczy małe, ale z wielką miłością.
Paulina
Nazywam się Szymon Kwapiszewski. Po zarażeniu się światem misyjnym, razem z moją Żoną Pauliną pojechaliśmy na doświadczenie misyjne do Etiopii. Przed wyjazdem były we mnie obawy dotyczące temperatury, pogody oraz zawirowań politycznych w kraju. Dodatkowo Magda Plekan, która była tam na 2 lata wróciła właśnie do Polski i jechaliśmy tam sami, nie znając lokalnego języka. Dzięki świetnemu przygotowaniu przez Magdę, za co bardzo jeszcze raz dziękujemy, oraz osobom na miejscu, udało nam się polecieć i spędzić 3 tygodnie pomagając. Przez tydzień byliśmy w Addis Ababie (stolicy). Ja zajmowałem się sprawami IT, od konfiguracji sieciowej poprzez rozbudowę WIFI, które jak widać jest wszędzie. Poznaliśmy wtedy troszkę kulturę i zwyczaje. Pozostałe dwa tygodnie spędziliśmy w Awassie. I to był nasz najważniejszy punkt wizyty. Tam zawieźliśmy prezenty, które zebraliśmy w Polsce. Dziś w naszym kraju w większości jest tak, że dzieci dostają wiele zabawek, a nowa jest fajna do zabawy przez pół godziny. Oczywiście są od tego wyjątki. Tam trafiliśmy na Święta Bożego Narodzenia, które przypadają 7 stycznia. I tutaj w moim sercu powstał obraz, który zostanie już do końca życia. Czysta radość z prezentu, jakiej jeszcze nie widziałem u dzieci. Dostały one paczki na Święta od Sióstr, a w paczkach znalazły się również rzeczy, które my zawieźliśmy. Widok uszczęśliwionych dzieci otwierających prezenty był ostatecznym złamaniem mojego serca, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dla tego widoku, który zostanie we mnie, warto było jechać. Jest zaprzeczeniem naszego dzisiejszego świata, który oparty jest na materializmie. Ta radość była czysta. Pierwsze prezenty w życiu.. i nawet ja potrafię się rozkleić z tego powodu. I to wywarło na mnie największe wrażanie i pokazało, że warto pomagać.
Szymon